„Chyba zgłupiałaś” – usłyszałam w kilku różnych wersjach o różnej ostrości od co najmniej tuzina osób. Była to reakcja na obwieszczenie, że skorzystam z fenomenalnej oferty wyjazdu do Ameryki Centralnej i zamierzam szukać śladów wyjątkowo poetyckiej kultury Azteków, jak dzisiaj niezbyt precyzyjnie określa się krajanów Montezumy. I stało się to, czym mnie straszono…
„A nie mówiłam!?”
Do Ameryki Centralnej dostać się można z Europy statkiem, ale nie jest to raczej opcja realna. W przestworzach jest szybciej i chociaż na pewno nie taniej, naprawdę trudno byłoby mi narzekać na koszty. Szalona sytuacja na świecie spowodowała, że wiele lotów było odwoływanych, a te, które przetrwały, szukały na gwałt pasażerów.
Zwłaszcza stosunkowo mniej uczęszczane kierunki, takie jak mój lot z Wiednia do Sao Paolo w Brazylii. Był to zdecydowanie tańszy kierunek niż opcja z USA, a do tego obejmował mniej przesiadek, więc grzechem byłoby nie skorzystać. I skorzystałam, chociaż trochę żałowałam, że na miejscu przesiadka do Mexico City była niemal natychmiastowa i nie było szansy wyjścia na miasto chociażby na kilka godzin. Sęk w tym, że teraz nie za bardzo jak jest wrócić.
Świat oszalał, ale nie zawsze to widać
Dotarcie do meksykańskich wiosek i podróże po okolicy (całkiem sporej) wraz z międzynarodową ekipą, która miała ten sam plan, były wspaniałe. Można było zapomnieć o wszystkim, co się dzieje na świecie. Na meksykańskiej prowincji nie przejmował się tym absolutnie nikt.
W miastach było już jednak znacznie gorzej, bo okazało się, że Meksyk zamknął zupełnie granicę z USA. Taki chichot historii z amerykańskim murem granicznym w tle. Nam jednak nie było do śmiechu, bo niemal wszyscy planowali powrót właśnie przez USA.
Na czym to się skończy?
Pewnie na powrocie przez Brazylię, chociaż Unia Europejska póki co nie wpuszcza samolotów z tego kierunku. Zdecydowaliśmy, że nie ma sensu się nigdzie dalej wybierać i czekamy na rozwój sytuacji na miejscu. Trzeba się cieszyć, że Meksyk to naprawdę tani kraj i jeśli nie ma się jakichś przesadzonych, specjalnych wymagań, można tu się świetnie bawić bez wydawania niemalże jakichkolwiek pieniędzy.
A nie ukrywam, że bardzo brakowało mi tego wyruszenia w nieznane. Ta wycieczka była wyjątkowo szczegółowo zaplanowana, przynajmniej jak na moje wyprawy i obecna sytuacja to podwójny psikus ze strony losu, bo ani ja, ani nikt inny nie wiemy, kiedy dotrzemy do domu i jaką trasą, ale lepiej siedzieć tu, niż w domu.
Meksyk…. marzenie nie jednego podróżnika, i to nie zawsze do spełnienia 😉 zazdroszczę Ci tej odwagi
nawet nie wiesz jak się cieszę, że chociaż Tobie udało się wyjechać 😉